AktualnościFederacja
Powtórzmy to tysiąc razy!
W sporze Michał Probierz kontra reszta świata kibicuję Michałowi Probierzowi. I wcale nie irytuje mnie, że non stop mówi o tym samym. Przeciwnie. Dopóki tego ktoś nie pojmie, trzeba to wałkować. Milion razy trzeba było napisać, że nie mamy stadionów aż w końcu ktoś to zrozumiał. W pierwszej kolejności Kielce, które swój obiekt oddały do użytku w 2006 roku. Kiedy oglądałem pierwszą transmisję z tego stadionu, byłem dumny i zszokowany. Dziś są w Polsce obiekty, które kręcą mnie zdecydowanie bardziej.
Wstęp „stadionowy” miał pokazać pewien mechanizm. Tak jak donkiszoteria Michała Probierza. Diagnozując problemy polskiej piłki nie można zapomnieć o trenerach. I nie można przestać o tym problemie mówić. W tekście, który napisałem kilka tygodni temu (do przeczytania TUTAJ), wspomniałem o tej kwestii uznając ją za jeden z pięciu elementów dobrego szkolenia. W 2010 roku w Anglii przetoczyła się dyskusja dotycząca zatrważająco niskiej liczby wykształconych trenerów. Tych z licencją UEFA B, A i Pro było zaledwie 2,769. Dziś w Polsce trenerów z takim wykształceniem mamy 13 879. Nie są to statystyki, które zamykają temat. Żeby przyjrzeć się bliżej angielskiemu przykładowi zadzwoniłem do Andrzeja Krzyształowicza, który do niedawna kształcił bramkarzy w szkółce Manchesteru City.
– Ten problem rzeczywiście w Anglii istnieje. Brakuje im trenerów o najwyższych kwalifikacjach, dlatego często korzystają z posiłków zagranicznych. Od kwietnia tego roku szefem akademii Manchesteru City jest Hiszpan Rudolf Borell, a trenerem zespołu U-21 francuz Patrick Vieira. Co ciekawe trenerów, którzy pracują na niższych szczeblach, jest w Anglii tysiące. Jeśli chodzi o poziom szkolenia dzieciaków od U-6 do U-10, to w City mamy do czynienia ze światową czołówką – tłumaczy Krzyształowicz.
Co ciekawe, Manchester City zrozumiał stosunkowo niedawno, jak istotne jest inwestowanie w akademię i robi to od niespełna dwóch lat. W cały, gigantyczny projekt zaangażowało się miasto, choć przecież mówimy o klubie budowanym za petrodolary i kiedy jest taka potrzeba, po te pieniądze się sięga. Tak jak w przypadku transferu Pablo Maffeo. Hiszpana urodzonego w 1997 roku, ściągniętego za 1,5 miliona euro. Jedna rzecz w wypowiedzi Krzyształowicza rzuca się w oczy. Ogromna liczba trenerów „grassrootsowych”, czyli wykształconych pod kątem pracy z najmłodszymi. W Polsce jest ona nie do oszacowania. Dziś formalnie licencję UEFA C posiada 688 trenerów, ale przez wiele lat spora liczba szkoleniowców kształciła się poza strukturami federacji, choć tylko w zeszłym roku w ramach Akademii Piłkarskiej Grassroots – PZPN przeszkolił 4,5 tysiąca młodych trenerów.
Liczba trenerów z licencjami UEFA B, A i Pro w porównaniu do Anglii nie jest tragiczna, ale trzeba jeszcze zapytać o jakość. Przez wiele lat kursy prowadzone przez wojewódzkie Związki Piłki Nożnej nie podlegały żadnej weryfikacji, a dyplom można było otrzymać biorąc udział w zaledwie połowie przewidzianych zajęć. Wynikało to między innymi z faktu, że większość z tych kursów była organizowana podczas weekendów, w trakcie których rozgrywane były mecze ligowe na różnych szczeblach. W kwietniu 2014 roku przedstawiono zupełnie nowe zasady prowadzenia kursów, które podlegają kontroli ze strony członków komisji kształcenia i licencjonowania trenerów PZPN. Muszą one zostać przeprowadzane w okresach „martwych” (to jest takich, w których nie są rozgrywane mecze), a podstawą do podejścia do egzaminu musi być frekwencja na poziomie minimum 90%. Każdy harmonogram oraz prowadzący kursy, muszą być zatwierdzeni przez federację. Dodatkowo w ostatnim roku opracowywano nowe programy kursów UEFA C, B i A. Z tego też powodu przez jakiś czas wojewódzkie ZPN-y nie organizowały kursów UEFA A, co spotkało się z dużą krytyką, a przecież zmiana programu wymaga czasu. Trzeba jednak zacząć wymagać także od wojewódzkich ZPN-ów, by tych kursów organizowały więcej. Przez ostatnie dwa lata, dwa z szesnastu okręgowych związków nie przeprowadziły ANI JEDNEGO kursu! Z mojego punktu widzenia jest to liczba druzgocąca. I na tym poziomie rozpoczyna się problem. Skoro jednym z głównych zadań statutowych jest „kontrolowanie i regulowanie”, to to zadanie zostało spełnione. Teraz z tych narzędzi trzeba zacząć korzystać, a liczba organizowanych kursów od kwietnia drastycznie się nie zwiększyła. Trzeba sięgać po nowe możliwości zwłaszcza, że organizowanie takich kursów to nie jest praca charytatywna. PZPN daje „know-how”, a także podpiera wszystko autorytetami, bo w komisji kształcenia i licencjonowania trenerów, o której była mowa, są m.in.: Henryk Kasperczak, Adam Nawałka, Stefan Majewski czy Marcin Dorna. Trzeba te szkolenie organizować i promować.
W Szkole Trenerów PZPN, która szkoli na poziomie UEFA A i Pro, pojawił się plan zorganizowania kursu UEFA A Elite Youth, dedykowanego dla trenerów dzieci i młodzieży. Zainteresowanie szkoleniem, które kosztuje 4 tysiące złotych i obejmuje 160 godzin zajęć, jest tak małe, że do dziś są jeszcze wolne miejsca. Za podobną cenę na państwowej uczelni można odbyć studia zaoczne np. z zakresu kulturoznawstwa, specjalizacja: rosjoznawstwo. Jeśli kluby ekstraklasy i I ligi stać na to, żeby płacić piłkarzom od 5 do 100 tysięcy złotych miesięcznie, to musi być je stać na kształcenie trenerów, którzy mają koordynować szkolenie młodzieży.
W tej samej szkole w ostatnich miesiącach ruszył kurs UEFA Goalkeeper A, który wzbudził spore zainteresowanie, co tylko potwierdza tezę, że ze szkoleniem bramkarzy jest u nas całkiem dobrze. Przywoływany na początku tekstu Andrzej Krzyształowicz potwierdza, że w kontekście warsztatu angielscy trenerzy od golkiperów mają jeszcze sporo do poprawy. W najbliższym czasie w Szkole Trenerów PZPN planowany jest specjalny kurs dla trenerów przygotowania motorycznego. Poza tym PZPN nie zapomina o kobietach, dla których zorganizował na kanwie współpracy z DFB kurs UEFA B, który już ukończyło 20 kursantek, a we wrześniu szkolić zacznie się kolejne 16. W całej Polsce organizowano też kursy PZPN C dla kobiet, które w ostatnim czasie ukończyło 110 dziewcząt. To wszystko powinno służyć jako inspiracja i wskazanie drogi, którą powinniśmy pójść.
Osobiście cieszę się, że coraz więcej osób, w coraz szerszym zakresie próbuje pisać i zastanawiać się nad tym, dlaczego stan naszej piłki jest taki, a nie inny. Problemem nie są trenerzy już wykształceni, na najwyższych szczeblach. Oni będąc na tym poziomie, na którym są, wiedzą, co to jest samorozwój i dbają o to, żeby być cały czas „pod grą”. Ich problem polega na tym, że dopóki polskie drużyny i nasza reprezentacja pod wodzą polskiego selekcjonera nie będą odnosiły sukcesów na poziomie międzynarodowym, dopóty nasi trenerzy szans za granicą nie dostaną. Skoro wiele lat krzyczeliśmy o stadionach, to teraz musimy pokrzyczeć o trenerach. Choćby tysiąc razy!
Łukasz Wiśniowski