AktualnościFederacja
Paula na mundialu: Dziwna stolica
O 8:35 mam samolot do Brasilii. Jest 7:30. Nadal tkwię w autobusie gdzieś w centrum Rio de Janeiro. Nie zdążę! Włączyła mi się panika. Po raz pierwszy na tym mundialu. W życiu bym nie obstawiała, że przytrafi mi się to akurat w takich okolicznościach. Dobra, docieram na miejsce. Wpadam na lotnisko.
Gdzie jest jakaś odprawa? Przedzieram się przez tłum jak przez dżunglę. Self check-in? Pani patrzy na mnie jak na Brazylijczyka, kibicującego Argentynie. Jest tylko standardowa odprawa, a w kolejce do niej mnóstwo ludzi. Serio, nie zdążę.
Wyprawę na mecz ćwierćfinałowy do stolicy Brazylii wymyśliłam niemal w ostatniej chwili przed wyjazdem do Ameryki Południowej. Chciałam zobaczyć coś jeszcze poza Sao Paulo i Rio, zaliczyć jeszcze jakiś inny stadion. Początkowo planowałam lecieć do Brasilii po spotkaniu 1/4 finału w Rio (okazało się nim starcie Francji z Niemcami), ale nie było już lotów. A jeśli były, to przeraźliwie drogie. 2000 złotych za półtoragodzinną podróż?! Musiałam wybierać. Zdecydowałam się poświęcić ćwierćfinał w Rio w zamian za Brasilię.
Sektor hotelowy
– Przepraszam, czy mnie pan przepuści? Spóźnię się na samolot – pytam młodego chłopaka, stojącego przede mną w kolejce do odprawy bagażowej. – Spokojnie, przez najbliższe dwie godziny nic stąd nie odleci - odpowiada. Wow, mówi po angielsku. Cud. Ale jak to nie odleci? Okazało się, że nad Rio jest taka mgła, że wszystkie połączenia zostały wstrzymane. – To normalne o tej porze roku – dodaje Brazylijczyk. Mimo tego, że stałam w priorytetowej kolejce i miałam przed sobą całe dwie osoby, czekanie zajęło mi pół godziny. Takie tempo mają w Brazylii. W ogóle na tutejszych lotniskach i dworcach panuje chaos. Owszem, ludzie są pomocni, ale często każdy mówi co innego. Poza tym jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się odjechać / odlecieć z tego samego peronu czy gate'u, który był napisany na bilecie. Trzeba tego bardzo pilnować. Ostatecznie mój bilet został przebukowany z 8:35 na... 15:45. I to z drugiego lotniska. Ale na szczęście dostałam voucher na taksówkę. Wśród pracowników lotniska chyba tylko jedna osoba mówiła po angielsku, bo wzywali ją z drugiego końca holu, żeby mi wszystko wyjaśnić.
Brasilia to zdecydowanie najdziwniejsze miasto, w jakim byłam. Wybudowana od zera w latach pięćdziesiątych stolica wydaje się sztuczna i surowa. Projektanci zaplanowali tu wszystko aż do bólu. Miasto jest podzielone na sektory. Sektor z hotelami, sektor z budynkami administracyjnymi, sektor z galeriami handlowymi... Wszystko na swoim miejscu, ponumerowane. Katedra i parlament robią jednak wrażenie. To przykłady architektury modernistycznej według pomysłu Oscara Niemeyera.
Mecz przed Muzeum Narodowym w Brasilii
Pod katedrą spotykam Martina z Niemiec, który mieszka blisko polskiej granicy. W czasie mistrzostw zwiedził już Sao Paulo, Salvador i Fortalezę. – W Brasilii czuję się zdecydowanie najbezpieczniej. Nie boję się tu wyciągać aparatu. Chodziłaś ze sprzętem w tym plecaku po Rio? A widzisz, ja używam tej starej torby – mówi. Też robi zdjęcia. Na mundial do Rosji chciałby pojechać jako fotoreporter. Jest potrójnie ostrożny, bo w Salvadorze go okradli. – W restauracji zapłaciliśmy kobiecie, podającej się za kelnerkę, a która w rzeczywistości nią nie była. Kręciła się cały czas wokół. Byliśmy pewni, że tu pracuje – opowiada Martin. Ale ogólnie chwali organizację mistrzostw. Narzeka jedynie na brak znajomości angielskiego wśród Brazylijczyków i... trudności w poruszaniu się pieszo po Brasilii.
Przed Katedrą Metropolitalną w Brasilii
Bo tu się nie chodzi, tylko jeździ. Chodników używa jedynie biedota i turyści. Przejść dla pieszych można szukać ze świecą, dlatego każdy przechodzi, gdzie chce i jak chce, a policja nawet nie zwraca na to uwagi. Miałam opory przed przebiegnięciem przez sześciopasmową jezdnię, ale kiedy zobaczyłam, że dla ludzi obok jest to najnormalniejsza rzecz na świecie, ruszyłam równie pewnie. Na dworcu autobusowym Rodoviaria zapytałam około trzydziestoletnią kobietę o drogę do mojego hotelu. Wiedziałam, że znajduje się gdzieś blisko. Potrzebowałam tylko kierunku. Powiedziała mi, że najlepiej, jakbym wzięła taksówkę. Poszłam pieszo. Zajęło mi to osiem minut.
Brasilia nocą
Nie ma tu zbyt wiele do roboty. Nie jest to miejsce, które Brazylijczycy wybierają na wakacyjne ani weekendowe wypady. W Brasilii się głównie pracuje. Wielu obywateli Kraju Kawy przyjeżdża tu w interesach, mieszka od poniedziałku do piątku, a na dni wolne wraca do siebie. Tak właśnie robi Marcelo (poznaję tu samych gości o imieniu Marcelo!). Firma wynajmuje mu pokój z aneksem kuchennym w pięciogwiazdkowym stołecznym hotelu, w którym, dzięki jego uprzejmości, mogłam przez dwa dni za darmo spać. Doba za osobę w czasie mundialu? Prawie 1000 zł. Ale mimo najwyższego standardu na papierze, hotel wcale w środku nie zachwyca. W Polsce dostałby ze trzy gwiazdki.
Estádio Mané Garrincha
Stadion? Efektowny z zewnątrz. Bardzo ładny w środku. To znaczy ładny dla kibiców. Dla przedstawicieli mediów już niekoniecznie. Mijam kontrolę bagażu (tak, sprawdzają nas i to dokładnie) i schodzę do podziemi w poszukiwaniu biura prasowego. Przejścia dla dziennikarzy na stadionach zwykle nie wyglądają jak Sheraton, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Ogromna, ciemna, betonowa przestrzeń wypełniona kablami. Balkon, schody, zawrotka i kolejne kilkaset metrów spaceru. Przypomina to fabryki Grupy Azoty w Tarnowie. Chciałam Wam to pokazać, bo byście mi nie uwierzyli, ale... – Nie wolno – puka mnie po ramieniu kobieta z ochrony. Stoję przy barierce na balkonie i wyciągam aparat. – Nie można robić zdjęć, filmować i przekraczać tej żółtej linii. Proszę się cofnąć – kontynuuje Brazylijka. – Dlaczego? – pytam zdziwiona. To tylko zdjęcie. – Takie przepisy FIFA – odpowiada. Dziwne. FIFA wstydzi się tego, jak to tutaj wygląda?
Specjalnie dla www.pzpn.pl prosto z mundialu w Brazylii Paula Duda