FederacjaAktualnościMajewski o filmie „Mundial. Gra o Wszystko” Powrót

AktualnościFederacja

Majewski o filmie „Mundial. Gra o Wszystko”

 20 / 05 / 14 Autor: PZPN
Majewski o filmie „Mundial. Gra o Wszystko”

15 maja w Warszawie odbyła się premiera dokumentalnego filmu Michała Bielawskiego „Mundial. Gra o Wszystko.” O produkcji łączącej historię mundialu w Hiszpanii z wydarzeniami stanu wojennego w Polsce porozmawialiśmy z uczestnikiem mistrzostw świata  w 1982 roku, Stefanem Majewskim. 


Czy czwartkowa premiera filmu „Mundial. Gra o Wszystko” była dla Pana pierwszą okazją do zobaczenia dokumentu Michała Bielawskiego?

Muszę przyznać, że widziałem już ten film dwukrotnie – podczas przedpremiery oraz na festiwalu. Pomimo tego, że oglądałem go trzeci raz, za każdym razem przypominały mi się kolejne szczegóły z tamtych czasów. Łezka w oku czasem się zakręciła. Myślę, że niejednego z nas, piłkarzy, ścisnęło w gardle w paru momentach. Cieszę się, że film trafi niedługo do kin. Dzięki temu wielu moich kolegów będzie miało okazję go zobaczyć. Na pewno podczas spotkań z nimi z wielką chęcią będę za każdym razem wspominał i dyskutował o tamtym okresie.

Michał Bielawski oparł tematykę filmu na dwóch sferach: sportowej i politycznej. Jak podobało się Panu powiązanie historii więźniów internowanych na Białołęce z Waszymi, sportowymi przeżyciami podczas mundialu w Hiszpanii?

Michał znalazł świetny sposób, aby złączyć ze sobą obie te historie. Trzeba pamiętać, że dla młodszego pokolenia stan wojenny jest czymś zupełnie abstrakcyjnym. Jedynie ludzie, których bezpośrednio to dotknęło, wiedzą jak się żyło w tamtych czasach, jak to się wszystko odbywało. Byłem pod wrażeniem podejścia twórców filmu do tak trudnej tematyki. Naprawdę cieszę się, że młode pokolenie dostało szansę zobaczenia prawdziwych kulisów naszego wyjazdu oraz tego, co czuli Polacy na początku lat 80-tych. Wczorajszy pokaz był pierwszym, podczas którego towarzyszyła mi żona. Pamiętam, jak wielokrotnie opowiadała mi, w jaki sposób przeżywali nasze zwycięstwo w domu. Mówiła, że jej brat z nerwów klęczał przed telewizorem. Widać więc, czym dla Polski był nasz sukces.

Jednak władze nie pozwalały na transmitowanie wszystkiego, co działo się podczas Waszego pobytu w Hiszpanii. Szczególnie utkwiła mi w pamięci scena, w której pokazano, jak bardzo starano się zatuszować, ukryć transparenty Solidarności pojawiające się na trybunach.

Taka to właśnie była rzeczywistość. Jedynie garstka ludzi, którzy byli wówczas z nami w Hiszpanii, mogła zobaczyć wszystkie wydarzenia. Telewizja przekłamywała przekaz tak, aby Polacy nie widzieli tych transparentów, nie słyszeli haseł „Polska! Solidarność”, które dobiegały ze stadionu. Dzięki takim właśnie filmom młodzi ludzie mogą przekonać się, jak ciężko było poznać prawdę, a nie tylko piękną otoczkę. Całe szczęście, że o Polsce dużo się wówczas mówiło. Hiszpańska telewizja na bieżąco pokazywała obrazy, które pobudzały wyobraźnie. Wiedzieliśmy, że w Polsce nie dzieje się dobrze, ale musieliśmy skupić się na grze i jak najlepszym wyniku.  

Był Pan zaskoczony z tak głośnego dopingu, jaki miał miejsce na przykład podczas meczu z ZSRR?

Gdy wychodziliśmy na murawę, nie myśleliśmy o niczym innym, jak o nadchodzących 90 minutach. Jednak po paru chwilach i usłyszeniu głośnego dopingu naprawdę robiło się ciepło na sercu. Taki dodatkowy dreszczyk emocji. Wszystkim nam wydawało się, że nie będzie zbyt wielu Polaków na trybunach. W końcu były to czasy, gdy praktycznie nie można było wyjeżdżać z kraju. Nawet kontakt z najbliższymi był bardzo utrudniony.

Czy czuł Pan, że sukces reprezentacji zjednoczy Polaków, da im wiarę do walki?

Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że gramy dla społeczeństwa ogarniętego stanem wojennym. Zupełnie nie myśleliśmy o naszych występach w kategoriach politycznych, ale wiedzieliśmy, jak wiele znaczy każde kolejne zwycięstwo dla wszystkich, którzy nas wspierali. Sukces sportowy był sukcesem ludzi, którzy nas dopingowali, identyfikowali się z drużyną narodową. Wiedzieliśmy, że gramy dla całego kraju. To było niesamowite.

Antoni Piechniczek nie miał łatwego zadania przed mistrzostwami świata. Po wprowadzeniu stanu wojennego żadna reprezentacja nie chciała z Wami grać towarzyskich spotkań. Czy wydarzenia dookoła Was spowodowały, że zespół jeszcze bardziej się ze sobą zżył?

Nigdy wcześniej nie znaleźliśmy się w tak trudnej sytuacji, jaką miał trener Piechniczek ze zorganizowaniem zgrupowań przed mundialem. Myślę, że wszystkie przeciwności losu spowodowały, że grupa mocno się zgrała, powstał prawdziwy kolektyw. Z tego płynęła nasza siła. Szczególnie dobrze pokazała to sytuacja na Okęciu. Nawet jeśli któryś z zawodników zawalił, to powiedzieliśmy sobie, że musimy trzymać się razem. Dobrze, ukażmy w jakiś sposób winnych, ale nie zabierajmy im najważniejszego – możliwości grania. Wszyscy byliśmy sobie potrzebni i nie wyobrażam sobie sukcesu na mundialu, gdyby miało na nim zabraknąć Żmudy, Bońka,  Terleckiego czy Młynarczyka. W takich właśnie momentach budował się zespół, w który nikt wówczas nie wierzył. Zespół, który wyrównał największy sukces w historii polskiej piłki.

Rozmawiał Aleksander Solnica

Regulamin Newslettera
pobieranie strony...
Newsletter - zapisz się!
regulamin
Zapisz się
Wideo